Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Red Bull Air Race: Wywiad z Łukaszem Czepielą [cz.2]

red.
O tym, że szczęściu trzeba pomagać opowiada pierwszy polski pilot w Red Bull Air Race. Przeczytajcie część drugą wywiadu z Łukaszem Czepielą:

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU: KLIKNIJ TUTAJ

Latanie w Red Bull Air Race, to marzenie, które zrealizowałeś. Jak trafiłeś na obóz kwalifikacyjny?

W 2009 roku wysłałem pierwszego maila do Red Bull Air Race, że chciałbym rozpocząć współpracę. Moje doświadczenie było dużo za małe na to, aby być pilotem wyścigowym, lecz chciałem mieć coś wspólnego z serią. Zostałem zaproszony na kilka przystanków, gdzie pomagałem przy ich organizacji. Po bliższym zapoznaniu z ekipą, w której chyba wszyscy byli ze mnie zadowoleni, zostałem zaproszony na obozy treningowe. Myślę, że mój progres był na tyle zadowalający, że mogłem wystartować w mistrzostwach świata w akrobacji samolotowej w zeszłym roku w Teksasie. To otworzyło mi drzwi do Red Bull Air Race. Jestem strasznie zadowolony, że zaufano komuś, kto nie był na tyle doświadczony, aby wziąć udział w serii, ale zainwestowano w niego pieniądze, aby mógł zostać przyszłym pilotem Red Bull Air Race.

Jak w praktyce zdobywa się „ograniczoną superlicencję” i czy jest to trudne?

Byłem na sześciu obozach akrobacyjnych. Na nich sprawdzano nasze podejście do lotnictwa, pod każdym kątem – począwszy od tego, jak się odżywiamy, jak uprawiamy sport, po to jak latamy. Dopiero później były dwa obozy, na których lataliśmy pomiędzy bramkami. Tam zupełnie nie liczyły się nasze czasy. Nikt nie patrzył na zegarek, albo to, czy ktoś z nas jest dobrym pilotem wyścigowym. Uwagę zwracano na nasze bezpieczeństwo i styl latania. Szefostwo Red Bull Air Race chce uczynić wyścigi jednym z najbezpieczniejszych sportów motorowych w historii i myślę, że przeszliśmy ku temu najlepsze możliwe szkolenie.

No i udało się. Zdobyłeś pierwsze punkty, spełniasz marzenia, jesteś na dobrej drodze aby się rozwijać w założonym kierunku. Jeśli traktować serio niedawną wypowiedź Jerzego Janowicza, która wzbudziła wielkie kontrowersje (w skrócie o tym, że w Polsce sukces sportowy graniczy z niemożliwością) jesteś jak Dusty Popylacz z filmu „Samoloty”, który chciał wziąć udział w wyścigu „Lot wokół globu” i trenował ze swoim przyjacielem - Cysterną Beką - na polu tuż za Lotną Wólką. Czy czujesz się właśnie w ten sposób? Masz jakieś kompleksy na tym punkcie?

Kompleksów nie mam. Wiem dokładnie skąd pochodzę. Wiem, co musiałem zrobić aby znaleźć się w miejscu, gdzie jestem. Udowodniłem to, że przy odpowiednim treningu i dzięki inwestycji wielu znajomych oraz prywatnych firm, jestem w stanie pokazać, że jesteśmy w stanie doścignąć światową czołówkę. Myślę, że nawet na naszym podwórku, dzięki dobremu wsparciu jesteśmy w stanie osiągnąć bardzo dużo.

Czy znasz ten film?

Tak. Oglądałem 3 albo 4 razy. Sceny Red Bull Air Race bardzo mi się tam podobają. Bardzo dobrze je zrobiono.

Czy utożsamiałeś się kiedyś z którymś z bohaterów filmu?

Myślę, że najbardziej z Dustym. Patrząc na historię jaką musiałem przejść, aby znaleźć się tu gdzie jestem, to zdecydowanie Dusty będzie tym bohaterem.

Żeby latać musiałeś się napracować. I nie chodzi mi tylko o wkuwanie do testów teoretycznych na kolejne licencje… Możesz o tym opowiedzieć?

W wieku 19 lat stanąłem przed dylematem. Co dalej? Miałem za sobą maturę. Opcja latania wojskowego nie wchodziła w grę. Dęblin akurat nie brał pilotów. Cywilna uczelnia w Rzeszowie była dla mnie jakby poza zasięgiem. Pojechałem do Wielkiej Brytanii, gdzie pracowałem jako mechanik lotniczy przez pierwsze dwa lata. To była bardzo ciężka praca. Bardzo dużo się nauczyłem, ale ciągnąłem dwa etaty. Byłem przez jakiś czas opiekunką do dzieci, mechanikiem w dwóch różnych firmach… To były tygodnie, które zabierały 7 dni pracy, często po 12-14 godzin dziennie, tylko po to aby opłacić kursy akrobacyjne. To był mój priorytet. Nigdy nie myślałem, że będę pilotem liniowym. Nigdy nie było mnie na to stać. Akrobacja, to coś, co kultywowałem. Okazało się, że po siedmiu latach w akrobacji nalatałem tyle godzin, że jestem bardzo blisko licencji zawodowej. Wtedy zacząłem się szkolić, aby latać samolotami liniowymi i osiągnąłem sukces. Zawsze w życiu miałem dużo szczęścia, ale starałem się temu szczęściu również pomóc.

Opowiedz, jak zostałeś pilotem samolotu rejsowego. To właśnie przykład na to, że prócz ciężkiej pracy w życiu potrzeba trochę szczęścia…

To też był niesamowity przypadek. Któregoś dnia wracając z Warszawy do Londynu czytałem w samolocie książkę o tematyce lotniczej. Kobieta, która siedziała na fotelu obok zapytała, czy jestem pilotem. Kiedy powiedziałem, że tak, że latam, że szkolę się do linii lotniczych, zaczęliśmy rozmawiać. Odbyliśmy bardzo długą konwersację. Cały dwugodzinny lot przegadaliśmy na tematy lotnicze, a także na mój temat. Kiedy samolot wylądował w Londynie i rozchodziliśmy się, każdy w swoim kierunku, ta kobieta powiedziała, że bardzo miło było jej mnie poznać i że jest szefową rekrutacji w firmie WizzAir. Zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną. To było dla mnie niesamowitym przypadkiem. To szansa taka, jak na wygranie w lotka.

Gdy przesiadasz się z maszyny akrobacyjnej do samolotu pasażerskiego czujesz się trochę kierowcą autobusu?

Czasami mam takie uczucie - zwłaszcza, gdy jest to długi dzień, w którym mamy cztery loty. Pod wieczór wracam do domu dość zmęczony i czuję się jakbym był kierowcą autobusu. W sumie, byłby to autobus z jednym z najlepszych widoków na świecie. To praca ciężka, ale też ciężka do zastąpienia. Myślę, że tylko i wyłącznie dla Red Bull Air Race byłbym w stanie z niej zrezygnować.

Nie było wokół Ciebie nigdy zazdrośników, którzy mówili „farciarz, udało mu się”, nie dostrzegając Twojego talentu, czy umiejętności?

Było ich wielu. Ludzie dość często są zawistni i nie są w stanie sprawdzić osądów, które wygłaszają. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: „ten ma szczęście, wspiera go ten i ten i on na to nie zasługuje”. Zawiści jest bardzo dużo. Świat lotniczy jest bardzo mały i wszyscy się bardzo dobrze znamy. Pojawia się to od czasu do czasu, ale muszę powiedzieć, że w swojej grupie najbliższych przyjaciół mam naprawdę sporo wspaniałych ludzi, którzy mnie wspierają i ciężko trafić na lepsze osoby. Tych, którzy są zazdrośni odsuwam w dalszy kąt. Niech sobie myślą co chcą. Ja wiem co osiągnąłem w życiu i będę kontynuował to co robię.

Jesteś pierwszym Polakiem w Red Bull Air Race. Czy zamieszanie wokół tego wpłynęło na to, że tych ludzi przychylnie do Ciebie nastawionych i życzących Ci dobrze jest teraz więcej?

Tak. Tak mi się wydaje. Wszystko bardzo szybko się potoczyło. Od momentu, w którym oficjalnie ogłosiliśmy, że jestem pierwszym Polakiem w Red Bull Air Race do pierwszego wyścigu minęło niespełna cztery dni. Liczba pozytywnych wiadomości, jakie otrzymałem od rzeszy ludzi, którzy mi kibicują jest ogromna i naprawdę jestem wszystkim bardzo wdzięczny za wsparcie. Nie spodziewałem się, że tylu ludzi będzie za mnie trzymać kciuki i mnie wspierać. Dlatego tym bardziej zapraszam wszystkich do Gdyni. Mam nadzieję, że tam będziemy mieli wspaniały fan klub. Postaram się naprawdę odwdzięczyć, tak jak mogę najlepiej i uzyskać dobry rezultat.

Zobacz:Pierwsza część wywiadu z Łukaszem Czapielą
Red Bull Air Race 2014 w Gdyni!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Red Bull Air Race: Wywiad z Łukaszem Czepielą [cz.2] - Dolnośląskie Nasze Miasto

Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto